Jesteście z mężem oddzielną rodziną i macie prawo ustalać własne zasady. Z Pani opisu wynika, że teściowa stosuje bierną agresję - robi Pani przykrości pod przykryciem troski o Panią i męża, dzięki temu zabiegowi w niewygodnym momencie może wywoływać w Was poczucie winy.
Laura (Beata Rybotycka) robiła wszystko, by córka związała się z Janem (Bartek Świderski). Jednak jej zachowanie nie było podyktowane troską o jedynaczkę, a wygodnym życiem. Jak się okazało, lekarz w zamian za miłość Joanny zapewnił jej wygodne życie. Przeczytaj koniecznie: M jak miłość: Grażyna RZUCI MĘŻA dla Marka! Jego pomoc skończyła się z chwilą gdy Joanna (Agnieszka Więdłocha) poślubiła Pawła (Rałał Mroczek). W rozmowie z Laurą Janusz wyraźnie dał do zrozumienia niedoszłej teściowej, że brzydzi się jej postawą. Kobieta bowiem za pieniądze jest w stanie zniszczyć szczęście swojej córki. W najbliższych odcinkach „M jak miłość” sytuacja Laury będzie wręcz dramatyczna. Właściciel mieszkania wyrzuci ją za zaleganie z czynszem, a Jan nie będzie chciał słyszeć o jej problemach. Patrz też: Na Wspólnej: Adam pije z rozpaczy! Nie chcąc tracić tego co ma, kobieta zamieszka z Pawłem i Joanną. I jak nie trudno się domyślić będzie na ich utrzymaniu. Nie będzie ją obchodziło, że córka i zięć ciężko pracują, a ona całymi dniami siedzi w domu. Czy Laura zaakceptuje wreszcie Pawła? A może będzie chciała skłócić ich ze sobą i doprowadzić do rozstania, bo jak sama mówiła ślub cywilny nic nie znaczy? >>> QUIZ: Jak dobrze znasz Marka Mostowiaka z M jak miłość?
Coraz częściej tzw ”toksyczne matki” bazują i uczą się z portali sądowych by bezkarnie krzywdzić dziecko oraz rodzinę, schemat jest prosty. Najpierw spreparowanie przemocy domowej w której robi taka kobieta z siebie ofiarę włączając w swoje urojenia i fałsz manipulacji bezbronne malutkie dziecko które sama krzywdzi. 21 lutego 2022 23Koment Pepsi czytam i czytam Twoje wpisy, słucham Cię na YT – co daje mi ogromną ulgę i wyciszenie, a mam wrażenie, że wciąż kręcę się w kółko i po chwilowej ewolucji popełniam te same błędy. Czy mogłabyś napisać coś więcej o skupieniu się na cudzym celu i totalnym odstawieniu własnej ważności? Jak to zrobić, żeby znowu nie przesadzić w drugą stronę – nie zagłaskać drugiej osoby, nie zamęczyć?! Bo ja chyba mając dobre intencje, za bardzo chcę …Ostatnie dwa miesiace, to dla mnie ogromne wyzwanie, którego nie mogę przejść, nie mogę ruszyć z tego dziadowskiego skrzyżowana. Pozytywem jest to, że wiem już, że mam małe lisie ego. Widzę je i czasem nawet udaje mi się je uciszyć – oddychaniem, puszczaniem myśli, nie identyfikowaniem się z emocjami. Jednak w ostatnim czasie popadlam w strasznie niskie wibracje zazdrości o razem od ponad 13 lat, ja mam 33 on 43. Mamy wspólne pasje, podobne poczucie humoru i generalnie gdy nie szukam kwadratowych jaj i nie zaczynam oczekiwać zwiazku rodem z komedii romantycznej z happy endem to jest git (dzieki czytaniu Twojego bloga dostrzegam, że mam w glowie strasznie dużo przekonań o tym jak powinien wyglądać idealny związek, i inny shit).W dużym skrócie – nie potrafię zaakceptować, że mój mąż ma bardzo dobry kontakt z jedną z koleżanek i żeby było śmiesznie wiem, że on nic złego nie robi bo 3/4 ich spotkań, rozmów odbywa się w moim towarzystwie i wiem też od niej i od niego, że po prostu są dobrymi kumplami, a mimo to dostaję szału na samą myśl, że rozmawia z nią przez telefon, uśmiecha się do niej, zażartuje itp. Przez moje ego i emocje, ktore mną rządzą, kilka razy zachowałam się w stosunku do niego chyba tylko dlatego że on jest bardziej świadomy i przebudzony ode mnie, nie odszedł, daje mi kolejne szanse. On od zawsze był opanowany w emocjach, wręcz niewzruszony, gdy ja odstawiałam żałosne sceny rosyjskiej kochanki. Nie wiem jak on to robi, ale nie piętrzy potencjałów. Mówi, że gdy nie zaczynam kombinować, bo za długo jest dobrze to jest super, że on chce tylko i aż spokoju i słyszę, że chciałabym dostać gotowy przepis jak mam się zachować, że nie potrafię konsekwentnie działać, bo po chwili zaczynam wymagać i rozliczać jego działania (i faktycznie tak jest, że jak ja wyjdę z inicjatywą 2 razy pod rząd, to chciałabym żeby następnym razem to on coś zrobił). Odstatnio powiedział mi wiele rzeczy, które opisały w 100% moje zachowanie i to byly strasznie przykre i cierpkie słowa, bardzo prawdziwe. Jestem albo egoistką, która myśli tylko o własnej dupie, albo “robię z siebie ofiarę”. Zadaję tendencyjne pytania, żeby potem mieć pretekst i móc się do czegoś przyczepić….A on? Odkąd go znam zawsze prędzej czy później wszystko układa się po jego myśli, robi to lekko i przede wszystkim bez strachu, który mnie towarzyszy praktycznie cały czas. Czasami mam momenty, że potrafię zaśmiać się z całej tej sytuacji, mam poczucie, że rozumiem, akceptuję, gdy potem nagle jak grom z jasnego nieba robię kwas i rujnuję to, co udało się naprawić. Ja chciałabym żeby było dobrze “już teraz”, na samą myśl ze miałoby minąć 2 miesiące zanim zacznie być lepiej, to opadam z sie w sobie, ignoruję go, chociaż w głębi duszy chciałabym zachowywać się zupelnie inaczej. Niby wiem, że gdy myślę źle to potem widzę to w moim lustrze, i to się faktycznie dzieje – dostaję to, o co się proszę i nie wiem jak zacząć rysować w mojej głowie pozytywną wizję naszej przyszłości. Często gdy mi nie wychodzi wolę się poddać, albo zaczynam odwracać kota ogonem, odgryzam mu się niemilymi tekstami poradź proszę jak wyjść z tego impasu? Jak opanować takie ego?Mój e-book SUROWY 10 dniowy detoks hormonalny może być pierwszym krokiem ze skrzyżowania na którym utknęłaśDobrze rozumiem, że jesteś sekutnicą, osobą egzaltowaną estrogenem, męczącą we współżyciu i partnera i siebie?Nierówną, chwiejną emocjonalnie, zazdrośnicą, życiowo naiwną Harlekinówką, manipulantką, do tego neurotyczką?I faktycznie wszystko to pasuje do pozostawania parobkiem ego. Opisałaś bowiem kłótliwa Ksantypa, niosąc wodę, zaczęła krzyczeć na swego mądrego małżonka, ale on jak zwykle milczał. Rozjątrzona jego spokojem wylała mu wodę na głowę. Wtedy Sokrates, obcierając się, rzekł z uśmiechem:– Nic dziwnego, że po tak gwałtownej burzy deszcz mnie zmoczył…Po świecie łazi cała masa egzaltowanych neurotyczek. Ale najczęściej nie mają w tym temacie świadomości z powodu uśpienia i ogromnych oczekiwań od ludzi obok. Sytuacji, zewnętrza, ogólnie od Wszechświata. Ty widzisz, z drugiej strony jesteś w tej historii mocno zanurzona i niezdystansowana, dlatego zastanówmy się, czy rzeczywiście widzisz to, co ja?Twoje zachowanie jest formą nieznoszenia siebie, to po trosze neuroza, masochizm. Odbieram ten komentarz, jakbyś się strzelała na płasko z liścia w twarz. Cały czas przeciekasz energią, co sprawia, że nie czujesz się ze sobą dobrze, bo nawet nie masz na to siły. Na kilometr widać, jak bardzo siebie nie lubisz. Chciałabyś dużo, ale nie zasługujesz, bo się sobie nie podobasz. Dopóki nie przestawisz ogniska soczewki z gościa na yyy … siebie, będzie coraz gorzej. Właśnie na zmienisz optykę na siebie, przestaniesz od niego oczekiwać, co nie będzie Cię rozczarowywać. Jesteś zafiksowana na drugiego człowieka. Nie masz co robić? Nudzisz się? Jesteś w nieustającej REAKCJI na niego. Swoją drogą nikt nie jest w stanie spełnić wszystkich wymagań ego, gdyż ego musi być przynajmniej lekko może jest inaczej? Może to Ty jesteś manipulowana?Wyrzucasz sobie: Wydaje się, że w naszych związkach małżeńskich, konkubinatach, czy długo chodząc z tym samym chłopakiem, zamieniamy się w matrony żeby nie powiedzieć, że rozpoznajemy w sobie zadatki na ten teść taki cichutki, wycofany, całkiem miły i właściwie do rany bardziej mylnego!W uśpionych związkach, tylko mężczyzna!Okazuje się, a naukowcy to potwierdzili, że tylko (przede wszystkim), a więc, że tylko mężczyzna jest w stanie TAK NAPRAWDĘ złamać ciągłą krytyką i agresją (co Twojego związku nie dotyczy), albo tak zwanym SZUKANIEM ŚWIĘTEGO SPOKOJU I WYCOFANIEM, doprowadza do tego, że związek staje się nieszczęśliwą farsą i to dla obu można łatwo rozkrochmalić rozmawiając z nią, rozśmieszając i nie uciekając ani w krytykę, ani w staje się szczęśliwa przy miłym i uważnym partnerze, a związek ma szansę na bycie po prostu mity o sekutnicach, które rozkazują swoim mężom i OCZEKUJĄ od partnerów. Chłopakom każą aportować i czyścić rynny. Ale oprócz totalnego marginesu królowych życia, to NIE JEST że lubisz, gdy facet coś przerzuci cięższego, albo wskoczy na drabinę, ale to tylko kwestia użyteczności publicznej domowej. statystyczna kobieta od rana do wieczora, ile razy rzuci gałką w kierunku swojego stałego partnera, widzi, albo dezaprobatę, albo zobojętnienie. W takim układzie, nawet budząc się, trudniej jest samą siebie kochać. ZACZYNASZ SIEBIE NIE LUBIĆ. Na to on nie lubi Ciebie jeszcze bardziej. Kobiety w takich związkach przestają odczuwać jedność z skromnym zdaniem jesteś KARANA tą przyjaciółką męża. Gość widzi, że odczuwasz zazdrość, i dręczysz się tym, a jednak dostajesz porcję przyjaciółki raz za razem. Do tego podanej w takiej formie, że nie lubisz siebie jeszcze bardziej. Jestem zazdrosna, a przecież nie ma o co? Chyba jestem wariatka? Nie o to chodzi. Dlatego zadajesz to irracjonalne pytanie: … „Czy mogłabyś napisać coś więcej o skupieniu się na cudzym celu i totalnym odstawieniu własnej ważności?” …Odpowiem: – No jeszcze czego?!:)Dlaczego miałabyś skupiać się na cudzym celu i totalnie odstawić własną ważność? To jest tylko porada, jak zmanipulować przyszłego pracodawcę na rozmowie kwalifikacyjnej i niech tym pozostanie.… „Jak opanować takie ego? „…Zacznij od nauki wybaczania sobie błędów, od akceptacji siebie (takiej jaką jesteś Bridget), co pozwoli Ci siebie pokochać. Gdy tylko to zrobisz, spojrzysz zupełnie innymi oczami na człowieka obok Ciebie. Wybaczysz, zrozumiesz, ale może subtelnie kopniesz w tyłek. Niech odejdą z przyjaciółką w siną to dla Ciebie ramol 😀Za każdym razem gdy przechodzisz koło lustra, powiedz: kocham 2 297 times, 1 visits today)
A z czasem pewne przyzwyczajenia stają się tym, czym wypełniamy każdy dzień. Tym, na co się godzimy i nieświadomie przyzwalamy. Stajemy się „ślepcami”. Sami siebie nieświadomie wpędzamy do zimnego lasu, wypełnionego mgłą ciemności i strachu. Przyzwyczajenia także i w tych wypadkach są bardzo niebezpieczne.
fot. Adobe Stock Jak ja jej nienawidzę, rany boskie! – jęknęłam. – Wredna teściowa z dowcipów to przy mojej prawdziwe niewiniątko… Wiecie, co ostatnio ta zmora wymyśliła? Że w naszym pokoju jest zbyt ciasno, żeby wstawić łóżeczko, więc maleństwo będzie spało w wózku. – Przecież wystarczy, że wyniesiecie tę kolumbrynę – Agata wskazała wzrokiem na stojącą przy drzwiach ogromną szafę. – Nic z tego. Mamunia nie zgadza się na żadne przemeblowanie. Poza tym trzyma tu jakieś swoje szpargały, dzięki czemu może wchodzić do nas, kiedy tylko ich potrzebuje. Czyli średnio trzy razy dziennie. – Ale chyba puka? – spytała naiwnie Marzena. – Dobre sobie – wzruszyłam ramionami, a potem, naśladując ton głosu teściowej, zacytowałam jej ulubione hasło: – „To mój dom, a nie hotel!”. – Rany boskie, dziewczyno, jak ty to wytrzymujesz? – Właśnie nie wytrzymuję. Co mam zrobić? Zamordować ją? – Nie waż się – gwałtowanie zaprotestowała Agata. Czasem się zastanawiałam, jakim cudem mogę się przyjaźnić z kimś tak obrzydliwie rozsądnym i w dodatku kompletnie wypranym z poczucia humoru. – Ja na pewno nie będę odwiedzać cię w więzieniu – dodała. – A w psychiatryku będziesz? Bo czuję, że wkrótce tam trafię. – Nigdzie nie trafisz – mruknęła pocieszająco Marzena. – Gdyby jad twojej teściowej był aż tak toksyczny, to Konrad byłby wariatem. A chyba nie jest? – spytała cokolwiek niepewnie. Nie mogłam z nią wytrzymać Nie, mój mąż nie był wariatem, co rzeczywiście, zważywszy na to, czyim jest synem, mogło dziwić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mamusia jest trudna, jak o niej mówił, ale zupełnie nie miał pomysłu, gdzie, poza jego rodzinnym domem, moglibyśmy zamieszkać. Moi rodzice mieli wprawdzie spory dom, lecz na drugim końcu Polski, w dodatku w miasteczku, w którym poziom bezrobocia należał do najwyższych w kraju. Wyprowadzka z Warszawy oznaczałaby, że Konrad musiałby rzucić kiepską, bo kiepską, ale jednak stałą pracę w firmie kurierskiej. Ja przerwałabym studia zaledwie rok przed obroną dyplomu. Bez sensu. O wynajęciu choćby najmniejszej kawalerki nie mogliśmy nawet marzyć – cała pensja Konrada szłaby na czynsz, za co byśmy żyli? A teraz czekały nas jeszcze dodatkowe wydatki, bo za trzy miesiące mieliśmy zostać rodzicami. Nie planowaliśmy tego, lecz, jak to mówią w moich stronach, człowiek strzela, a pan Bóg kule nosi… Owoc tego wystrzału dał mi właśnie takiego kuksańca w żebra, że aż mnie zgięło. – Dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się Marzena. – Dobrze to ja się będę czuła, jak ta jędza da mi spokój. – Nie mów tak przy dziecku – skarciła mnie Agata. Spojrzałyśmy na nią z Marzeną i parsknęłyśmy śmiechem. Choć mieszkałam u teściowej dopiero od roku, już mogłabym o naszym pożyciu napisać książkę w trzech tomach. Pierwszy składałby się ze złośliwych komentarzy, którymi mnie regularnie obdarzała – oczywiście zawsze pod nieobecność syna. Starałam się znosić je w milczeniu, ale czasem mnie ponosiło i wybuchałam. Wtedy Konrad po powrocie z pracy musiał wysłuchać rozpaczliwej tyrady mamusi, która serce otworzyła przed synową, przyjęła ją pod swój dach gołą i bosą, i co ją za to spotyka? Same pretensje i awantury. Ani goła, ani bosa nie byłam, w posagu wniosłam samochód marki peugeot rocznik 2009, prezent od chrzestnej, oraz lodówkę, którą teściowa oddała sąsiadom, bo po co nam dwie? – My dużo miejsca nie zajmujemy, to się jakoś razem w jednej lodówce pomieścimy – oznajmiła mi teściowa, wyznaczając nam w swoim starym polarze jedną półeczkę. Dostałam też wieszaczek na ręcznik w łazience i skrawek chodniczka w przedpokoju, żebym miała gdzie zostawiać buty. Bo w domu u teściowej buty zdejmowało się w progu („Podłogi świeżo lakierowane”) i stawiało je na chodniczku, wzuwając kapcie. Ale o tym napisałabym już w drugim tomie, zatytułowanym „Dziwactwa”. Otóż poza przesadnym dbaniem o podłogi teściowa bardzo dbała także o swoją urodę. W każdą sobotę, po tradycyjnych domowych porządkach, nakładała sobie na twarz tajemniczą maseczkę, której nie zmywała aż do wieczora. Twierdziła, że to właśnie jej zawdzięcza swoją nieskazitelnie gładką skórę. Za każdym razem, gdy to mówiła, miałam ochotę podsunąć jej pomysł, żeby wybrała się w końcu do okulisty – w dobrych okularach na pewno przejrzałaby na oczy… Gryzłam się jednak w język. Nie tyle z lęku, że szczerość mogłaby się obrócić przeciwko mnie, lecz ze zwykłej przyzwoitości, która nie pozwala na wytykanie wad ludziom obdarzonym nimi w nadmiarze. O włosy teściowa dbała bardzo, acz w dość niekonwencjonalny sposób: myła je rzadko („Te dzisiejsze szampony wywołują łupież”), za to bardzo się starała, aby nie wchłaniały nieprzyjemnych zapachów. Dlatego, na przykład, kotlety smażyła zawsze w nakryciu głowy. Dowolnym – wkładała to, co miała pod ręką. Tak, tak, wiem, że trudno w to uwierzyć. Ja sama, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją pochyloną nad patelnią w zimowej, wełnianej czapie w paski, odruchowo spytałam, czy ma problemy z uszami. Kiedy mi wyjaśniła swoją teorię („Zapach smażonego tłuszczu oblepia włosy i trudno się go potem pozbyć”), zrozumiałam, że rzeczywiście to nie uszy są jej problemem, lecz zupełnie inna część głowy. Wiem, jestem złośliwa, ale nie bez powodu. Trzeci tom mojej opowieści o teściowej poświęciłabym jej zaskakującym teoriom. Mama Konrada na każdy temat miała swoje zdanie i choćby było ono absurdalne do kwadratu, za żadne skarby nie dawała się przekonać, że jest w błędzie. Pół biedy, jeśli te teorie dotyczyły polityki, mody czy zdrowia. Twierdzenie, że skórzane buty najlepiej pastować smalcem, a gorączkę należy wygrzać termoforem, bardziej śmieszyły mnie, niż przerażały. Gorzej, gdy zaczęła się mądrzyć w kwestii swojego wnuka. Wizja, że moje maleństwo, które wkrótce przyjdzie na świat, będzie przez babcię pojone wodą z cukrem, przyprawiał mnie o dreszcze. – No przecież niemowlaki lubią słodkie. A twoim mlekiem pragnienia nie ugasi – upierała się teściowa i dodawała: – Właśnie. Najlepiej, żebyś jak najszybciej przestawiła dziecko na mleko prosto od krowy. Konradek takie pił i patrz, jaki wyrósł. Rzeczywiście, mój mąż jest wysoki i dobrze zbudowany. I od lat zmaga się z dokuczliwą alergią na produkty mleczne. A jeśli chodzi o teorie teściowej, nie miałam pojęcia, że istnieje jeszcze jedna: na mój temat… Ta rodzina była szalona Pora wspomnieć, że oprócz teściowej w domu był jeszcze teść. Choć właściwie tak jakby go nie było. Przez lata tłamszony przez swoją małżonkę, chyba całkiem się już poddał. Całe dnie spędzał w warsztacie, gdzie pracował jako mechanik. Wracał późno, jadł kolację i prawie od razu kładł się spać. Natomiast w weekendy jeździł do swojej matki do podwarszawskiego Piaseczna. Starsza pani mieszkała sama i na co dzień jako tako sobie radziła. Potrzebowała jednak pomocy w zakupach czy większych porządkach. Konrad wiele razy się martwił, że babcia jest coraz starsza i wkrótce potrzebna jej będzie stała opieka. Sugerował nawet rodzicom, żeby zabrali staruszkę do siebie, jednak jego matka ostro przeciwko temu protestowała. Oj, chyba nie za bardzo lubiła teściową! Wracając do teścia, nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszałam z jego ust inne słowa niż: „Dzień dobry”, „Dobranoc” oraz „Dziś chyba nie będzie padać”. – Co za porąbana rodzinka – westchnęła Marzena, gdy zdarzyło jej się kiedyś zagadać do pana domu, który wyjątkowo otworzył jej drzwi. – Wiecie, co mi odpowiedział, gdy spytałam, czy wolałby wnuka, czy wnuczkę? – Że wolałby wnuka? – domyśliła się Agata. – Nie! Położył palec na ustach i wyszeptał: „Ciii”.– Teściowa spała, bał się, że ją obudzisz, a wtedy zaczęłaby jazgotać – wyjaśniłam. – Słuchaj, coś trzeba zrobić z tą twoją heterą. Bo rzeczywiście trafisz do wariatkowa – Marzena przypomniała naszą ostatnią rozmowę. – Może gdybyś miała na nią jakiegoś haka, dałaby ci wreszcie spokój. – Jakiego haka mogłabym mieć na teściową? – prychnęłam. – To kobieta bez skazy. Tyle że wyjątkowa zołza. – Zdziwiłabyś się – uśmiechnęła się koleżanka. – Każdy ma coś za uszami. – Przeważnie brud – podsunęła Agata, czyścioszka. – Nie tylko. Może ona ma jakąś wstydliwą tajemnicę, na przykład… kochanka. Omal nie spadłam z krzesła: – Ty się dobrze czujesz?! Ona i kochanek?! – krzyknęłam. – Przypomnij mi, gdzie pracuje? W Hali Mirowskiej? – Niedaleko hali, w takim niedużym warzywniaku. – Mam kumpla, który jest mi winien przysługę. Mogę go poprosić, żeby śledził twoją teściową przez parę dni. Chce zdawać do policji, to będzie miał małą wprawkę. Co ty na to? Pomysł Marzeny był głupszy niż najgłupsza teoria mojej teściowej, ale tak mnie rozbawiła myśl o jej potencjalnym kochanku, że wykrzyknęłam tylko: – Do dzieła! Spodziewałam się, że relacja kolegi Marzeny z efektów obserwacji będzie nudna jak brazylijska telenowela. Bo co mogła robić teściowa po wyjściu z pracy? Zajrzeć do pasmanterii, porozmawiać z sąsiadką, pogapić się na sklepowe wystawy? I rzeczywiście przez chwilę wydawało się, że mam rację. – Wyszła z pracy kilka minut po siedemnastej, w kiosku kupiła „Z biegiem dni”, potem chwilę postała na przystanku tramwajowym, po czym ruszyła na piechotę w stronę Dworca Centralnego – Marzena, nie kryjąc znudzenia, brnęła przez skrupulatne sprawozdanie przygotowane przez przyszłego stróża prawa, a chwilowo domorosłego detektywa. Ziewnęłam ostentacyjnie. – Osiemnasta dwanaście: obiekt podszedł do kasy numer sześć – nie poddawała się Marzena. – Kasa była zamknięta, ale obiekt tkwił przy niej, jakby na coś czekał. – Jaki obiekt, bo się zgubiłam? – spytała Agata. Zaczynałam mieć już dość jej drętwych komentarzy i w ogóle towarzystwa, ale Agata zaprosiła nas do siebie na spóźnione urodziny, więc siłą rzeczy musiała być też przy tej rozmowie. – Jaki obiekt? Latający – rzuciłam troszkę ze złością. – Głupia, to teściowa Iwonki jest obiektem – wyjaśniła litościwie Marzena Agacie. – Słuchajcie dalej. Osiemnasta dwadzieścia trzy: do obiektu podszedł mężczyzna. Zamarłam. – Jaki mężczyzna? – Jest jego opis. Wiek: 35–40 lat. Wzrost średni. Owłosienie głowy pełne, ciemny blond. Typ: podstarzały harcerzyk… Jest zdjęcie, ale widać tylko nogawkę i kawałek buta. – No to mamy kochanka. Super! – ucieszyła się Agata. – Obiekt rozmawia z mężczyzną – czytała Marzena. – Mężczyzna podaje obiektowi jakąś kartkę, po czym odwraca się i oddala w stronę ruchomych schodów. Osiemnasta trzydzieści trzy: obiekt rusza w stronę przystanku tramwajowego… Dalej nie ma nic ciekawego. – Obiekt wrócił do domu i zrobił mi awanturę o źle umytą kuchenkę – dopowiedziałam epilog pasjonującej obserwacji. – A widzisz, nawet takie przyzwoite zołzy mają swoje tajemnice – podsumowała Marzena. – To co, ciągniemy śledztwo czy odpuszczamy? – O nie, trzeba kuć żelazo, póki gorące! – krzyknęła Agata. Tym razem wyjątkowo się z nią zgadzałam. Przez kilka dni nie spotykałam się z dziewczynami. Ja kułam do sesji (chcąc zdawać w zerówkach), Agata miała grypę, a Marzena nowego faceta, któremu poświęcała cały wolny czas. Wreszcie się umówiłyśmy, lecz w ostatniej chwili odwołałam spotkanie, bo niespodziewanie zadzwonił Wojtek. Ta jędza dobrze sobie wszystko wymyśliła Wojtek to mój starszy o 12 lat brat. Mieszka w Stanach, jest rzeźbiarzem i bardzo rzadko wpada do Polski. Tym razem braciszek jechał do Mediolanu na jakąś wystawę i przy okazji postanowił odwiedzić rodziców. Miał przesiadkę w Warszawie, pomyślał więc, że to dobry pretekst, żeby podrzucić młodszej, a przy tym ciężarnej siostrze amerykańską wyprawkę dla malucha. Zaprosił mnie na obiad do restauracji. Wpadłam do środka spóźniona, bo była jakaś awaria i nie jeździły tramwaje. Wojtek już na mnie czekał. Ledwo go poznałam. Kiedy ostatnio się widzieliśmy, wyglądał jak hipis, miał długie włosy, brodę i lennonki. Teraz przywitał mnie krótko ostrzyżony i gładko ogolony, elegancki mężczyzna. – Widzę, że posłuchałeś mojej rady i zacząłeś nosić soczewki kontaktowe – pochwaliłam go. – Widzę, że ty też mnie posłuchałaś i zaczęłaś więcej jeść, chudzielcu kochany. – roześmiał się i z czułością położył rękę na moim brzuchu. – Już od dawna nie jestem chudzielcem – westchnęłam. – Daj buziaka, braciszku, bo strasznie się za tobą stęskniłam. To była prawda, bardzo kochałam Wojtka i chętnie mu to okazywałam. Podczas tego naszego krótkiego spotkania także nie szczędziłam dowodów miłości – a to pogłaskałam go po (wreszcie gładkim) policzku, a to chwyciłam za rękę, przy pożegnaniu zaś mocno wyściskałam. Tego dnia Konrad wrócił z pracy, kiedy już spałam, więc nawet nie miałam okazji pochwalić się spotkaniem z bratem. Zamierzałam to zrobić nazajutrz, ale uprzedziła mnie… teściowa. Ledwo Konrad wszedł do domu, mamusia zarządziła rodzinną naradę w dużym pokoju. – Coś się stało? – spytał mój mąż, kiedy siedliśmy przy stole. Teść przycupnął na fotelu, a teściowa stała pośrodku pokoju, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Czułam, że kroi się coś niedobrego. – Stało się – teściowa zwróciła się do syna. – Tylko się nie denerwuj, bo to nie twoja wina. To ona. – rzuciła oskarżycielskim tonem pod moim adresem. – Ale co? – skuliłam się. – Może nam wszystkim powiesz… – zmrużyła oczy, a jej kurze łapki prawie połączyły się z brwiami – czyje to dziecko?! I wycelowała paluchem w mój pokaźny brzuch. Poczułam, że maleństwo ze strachu chowa się za żebrami, jakby czuło, że potrzebuje tarczy, która ochroni je przed niezrównoważoną babcią. – Jak to czyje? Moje i Konrada – odparłam drżącym głosem, zerkając na męża. – Taaak? Na pewno? – syknęła teściowa, a potem wypaliła: – Od początku czułam, że ktoś inny maczał w tym… palce. – O co chodzi, mamo? – spytał zdezorientowany Konrad. – A o to! – rzuciła na stół żółtą kopertę, z której wysypały się jakieś fotografie. – Zobacz, jak zabawia się twoja żona, podczas gdy ty ciężko pracujesz. Mleko się wylało. Konrad sięgnął po zdjęcia i przez chwilę przeglądał je w milczeniu. Zerknęłam mu przez ramię. Zobaczyłam siebie wtuloną w Wojtka, jego rękę na moim brzuchu, nasz siostrzano-braterski pocałunek. – Skąd mama ma te zdjęcia? – wyszeptałam wstrząśnięta. To jednak spory szok, dowiedzieć się, że ktoś nas szpieguje i fotografuje. – Aha. Myślałaś że jesteś taka sprytna. Ale ja cię przechytrzyłam. Wynajęłam detektywa, który zdobył dowody twojej perfidii, ty… ty… Podczas kiedy teściowa szukała odpowiednich słów na określenie mojej proweniencji, ja skupiona byłam na swoim dziecku, które coraz gorzej znosiło tę sytuację. Miałam wrażenie, jakby mój brzuch zamienił się w nadmuchany balonik, którym ktoś mocno potrząsa. – Czy to nie Wojtek? – spytał Konrad, podsuwając mi zdjęcia. – Tak, był wczoraj w Warszawie, zaprosił mnie na obiad. – Mamo, to jest brat Iwonki – westchnął mój mąż. Teściowa gwałtownie zbladła. – Jak to brat? Przecież go widziałam, był na waszym ślubie. Tamten przypominał łachmytę spod dworca, a ten tutaj… – Ty jędzo – po raz pierwszy nie zdążyłam ugryźć się w język. Zerwałam się z krzesła, ale natychmiast opadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Kolor twarzy teściowej w mgnieniu oka zamienił się z białego jak mąka w czerwony jak barszcz ukraiński. Na szczęście mój czujny mąż skupił się na mnie, a nie na niej. – Kochanie, dobrze się czujesz? – zatroszczył się. – Nie za bardzo… Zanim przyjechało wezwane przez Konrada pogotowie, stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. – Dość tego – wrzasnął teść, podrywając się z krzesła. – Nie pozwolę ci więcej znęcać się nad tą biedną dziewczyną – to było do teściowej, a potem zwrócił się do nas: – Pakujcie się. – Tata ma rację, trzeba spakować rzeczy do szpitala – pisnęłam cichutko. – Nie, pakujcie wszystko – zarządził teść. – Przeprowadzacie się do mojej mamy. A ona zamieszka z nami. – Czyś ty postradał zmysły? – oburzyła się teściowa. – W życiu się na to nie zgodzę. Twoja matka ma okropny charakter. – I bardzo dobrze. Będziesz miała równą sobie partnerkę. – warknął tata Konrada i opadł na krzesło, wyraźnie zmęczony tą tyradą (nie sądzę, żeby przez całe swoje małżeństwo powiedział tyle słów naraz). W tej chwili odezwał się dzwonek domofonu, anonsujący pogotowie, które zabrało mnie z tego zwariowanego domu. Wbrew obawom nie urodziłam ani tego dnia, ani następnego. Moje dziecko rozmyśliło się i jeszcze przez jakiś czas pozostało w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. W tym czasie jego tata razem z dziadkiem zorganizowali przeprowadzkę i kiedy Teoś przyszedł w końcu na świat, czekało już na niego wygodne łóżeczko w maleńkiej kawalerce w podwarszawskim Piasecznie. Cieszyła nas ta lokalizacja: było na tyle blisko, żeby Konrad mógł dojeżdżać do pracy, i na tyle daleko, żeby ta zołza… żeby babcia nie miała ochoty na częste odwiedziny. Dziewczyny wpadły do nas, kiedy Teoś miał dwa tygodnie. Agata chciała go zobaczyć, za to Marzena pochwalić się Romanem, nowym ukochanym. – Jest naprawdę przystojny – pochwaliłam go szeptem, niemal do ucha Marzenie. Nie wiem, czy Roman to usłyszał, za to usłyszała Agata. I podchwyciła temat. – Jasne, że przystojny. Bardzo podobny do babci. Spojrzałyśmy na nią wstrząśnięte. Do jakiej babci? Roman? Co ona wygaduje?! – Agatka, o kim ty mówisz? – spytałam czujnie. – No jak to o kim? O Teosiu. – Jest podobny do babci?! Myślisz, że chciałabym widzieć teściową we własnym synu? – Nie do niej, a do twojej mamy – wskazała wzrokiem stojące na regale zdjęcie moich rodziców. – Ma taki sam uśmiech. Chyba po raz pierwszy w życiu serdecznie uściskałam Agatę. Naprawdę fajnie jest mieć takie przyjaciółki. Więcej listów do redakcji: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Jazda po bandzie i urojenia. Jak Ela robi z siebie ofiarę. Żeby to się zdarzyło raz czy dwa Ale zdarza się notorycznie. Nam się chyba już tego rozwijać nie chce. Standardowa zagrywka Elżbiety. Napisać post, usunąć i wmawiać, jak to ją ludzie nie powyzywali. Pech, że mamy screeny całego postu z komentarzami.

Odpowiedzi antenka88 odpowiedział(a) o 22:18 robić z siebie błazna... 0 0 blocked odpowiedział(a) o 22:19 ` Zrobić z siebie idiote , debila , poniżyć się , zrobić coś głupiego , zarobić wtopę .. 0 0 blocked odpowiedział(a) o 22:19 Robić z siebie idiotę 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
Jeśli jest ona osobą toksyczną, będziesz musiał poradzić sobie z tą sytuacją za pomocą określonego zestawu strategii. Ten poradnik pomoże ci zidentyfikować oznaki toksyczności i pokaże skuteczne techniki radzenia sobie z najgorszymi problemami między wami. A weźcie, czytam wasze komentarze i tylko czuję, jak się we mnie krew gotuje, bo sama jestem w tej samej sytuacji, tylko u mnie upierdliwym typem jest mama. Mamy zupełnie różne charaktery, nigdy nie byłyśmy specjalnie blisko, choć zależy mi na dobrych stosunkach. Termin mam na połowę lipca, więc wymyśliła sobie, że przyjedzie do mnie 4 dni wcześniej, żeby pomóc mi wszystko poogarniać (nie ma co) i że zostanie tydzień po moim powrocie ze szpitala, żeby pomóc mi się zająć dzieckiem i mną. Dla niej to brzmi świetnie, genialny plan, a mnie już skręca, jak o tym pomyślę. Jak wspomniałam, nie jesteśmy specjalnie blisko, więc wietrzenie krocza w jej towarzystwie czy karmienie małej z nią wpatrzoną w to jak w obrazek, będzie mnie drażnić. Do tego dochodzi stres związany z moim psem, bo mama już panikuje i ustala własne zasady, że nie dopuści go do dziecka, bo nie wiadomo, co się może stać - co jest sprzeczne z moim i męża planem, ale ona nie słucha. No i właśnie, ta panika... O ile nie boję się porodu, o tyle jej obecność przed nim mnie przeraża. Bo wiem, że nie zawiezie mnie do szpitala (już się zapowiedziała, że w żadnym razie, bo boi się jeździć po obcych miejscach), więc w razie rozpoczęcia akcji zacznie mi się tu miotać i przeżywać, kiedy ja będę ogarniać sobie podwózkę. No, nie trzeba mi takiego stresu. Tak samo jak zajmowania się dzieckiem ZAMIAST mnie (też jej plan) - a przecież to ja powinnam mieć na głowie przewijanie, przebieranie i całą resztę, mieć czas na zapoznanie się z małą i jej potrzebami. Najchętniej postawiłabym jej twarde warunki (pobyt max 2 dni po porodzie i wyjazd), ale nie mogę, bo stawianie jej granic nie przynosi skutku. Mama najpewniej zmaga się z zaburzeniami typu borderline (to opinia wielu znajomych psychiatrów, ale nie oficjalna, bo ona sama nigdy nie pójdzie się zbadać, bo to wymysły), każdą próbę zwrócenia uwagi na potrzeby innych (w tym np. upragniony spokój po porodzie) traktuje jako ataki na siebie, robi z siebie ofiarę, płacze, ewentualnie obraża się (ale wtedy wydzwania po kilka razy dziennie i wysyła soczyste wiadomości, które mają wpędzić odbiorcę w poczucie winy), albo - wisienka na kremie - zaczyna powtarzać, że wszyscy jej nienawidzą i będzie najlepiej, jeśli zniknie, zabije się, wtedy będziemy mieć od niej upragniony spokój. Jest to o tyle niszczące psychicznie, że już nie raz podejmowała próby przedawkowania leków, ale nie tyle z powodu nieradzenia sobie z życiem, co dramatycznego rozegrania kart. Po wszystkim uwaga była zwrócona na nią, a ona mogła bez problemu trzymać nas w ryzach. I już nie wiem, co robić. Odmówienie jej tego przyjazdu (zwłaszcza, że większość roku pracuje za granicą) będzie odebrane jako atak, odsunięcie jej i skończy się wielotygodniowym stresem, który nie przysłuży się ani mi ani dziecku. Bycie z nią tyle czasu też wykończy mnie psychicznie, zwłaszcza, że ma manię sprzątania i przekładania wszystkiego w moim mieszkaniu i już nie raz się z nią o to kłóciłam - bo ona wie wszystko lepiej, lepiej wyczuwa potrzeby innych itd., a poza tym chce tylko pomóc. Męża już do tego nie mieszam, bo dla niego moje samopoczucie jest najważniejsze i już i tak muszę się pilnować, by nie kazał mojej rodzinie spadać na drzewo, widząc to, jak niszcząco wpływają na mnie kontakty z częścią z nich. Uhhh... Wygadałam się, a nie miałam komu, więc dzięki niebiosom za tę grupę i waszą tu obecność. Teraz mam tylko nadzieję, że młoda urodzi się jeszcze w czerwcu, przed powrotem mamy do kraju i że po tym, jak już tu przyjedzie, uda mi się wygonić ją stąd po 2-3 dniach (mamę, nie dziecko ) . I tak skończy się wyrzutami i robieniem ze mnie złej córki, która gardzi zatroskaną i pomocną matką, ale może, po tym krótkim kontakcie z wnuczką, nie urośnie to aż do takich rozmiarów, jak przez całkowite zabronienie jej przyjazdu czy walka na noże przez cały jej pobyt u nas Nazwa ta pochodzi od sztuki teatralnej pt. Gas light („Gasnący płomień”) z 1938 roku. Na jej podstawie nakręcono potem film o tej samej nazwie. Jej bohaterowie to małżeństwo – Gregory i Paula. Gregory chcąc manipulować swoją żoną i wmówić jej chorobę psychiczną wprowadza w domu pewne subtelne zmian bez jej wiedzy. Kermit Gosnell skazany za brutalne zamordowanie 3 niemowląt, które przeżyły przeprowadzone przez niego aborcje, a także nieumyślne spowodowanie śmierci kobiety podczas przeprowadzania aborcji, próbuje robić z siebie nie tylko ofiarę, ale i dobroczyńcę! Skontaktował się z więzienia z Fundacją Billa i Melindy Gatesów, którzy zajmują się promocją aborcji, a także z Clinton Global Initiative. Skazany ufa, że te organizacje poruszą kwestię reformy systemu sprawiedliwości i więziennictwa. Reporter Magazynu „Philadelphia” w najnowszym wywiadzie z Gosnellem donosi, że aborcjonista nie ma żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobił. „On uważa, że jest niewinny… w szerszym, duchowym znaczeniu. Uważa, że wykonywał usługi, o które prosili go ludzie” – mówi Volk, którego artykuł pt. „Dzieci Gosnella” pojawi się we wtorek – „Wierzy, że był żołnierzem na wojnie z ubóstwem. [Klinika aborcyjna Gosnella mieściła się blisko najuboższych rejonów w Filadelfii. ] Wierzy, że łamiąc przepisy, dobrze zrobił i było warto”. Volk, który relacjonował proces Kermita, a także rozmawiał i korespondował z nim, twierdzi, że Gosnell uważa aborcję za grzech w pewnym sensie, ale mniejszym niż urodzenie dziecka i skazanie go do życia w ubóstwie. Gosnell twierdzi, że wyrok w jego sprawie był motywowany religią i polityką. „Sądzę, że domniemanie winy spotęgowane było przekonaniami religijnymi” – powiedział Volkowi. „Nie czuje się winnym tego, co zrobił. On widzi świat jako ciemne miejsce. A siebie jako tego, który wykonuje szlachetną funkcję w społeczeństwie. Dla niego w idealnym świecie aborcja nie byłaby konieczna” – powiedział Volk. Gosnell sądzi, że gdyby mógł uzasadnić swoje działania, nie byłby w więzieniu. Siedząc w więzieniu Gosnell skontaktował się z Fundacją Billa i Melindy Gatesów, a także z Clinton Global Initiative. Obie te fundacje prowadzą dość specyficznie pojętą wojnę z ubóstwem. Fundacja państwa Gatesów jest oskarżana o prowadzenie wojny nie tyle z biedą, co z biednymi. Co roku przeznacza miliardy dolarów na redukowanie ich populacji poprzez promocję antykoncepcji. Co więcej Fundacja przeznaczyła 2,6 mld dolarów (!) na sterylizację czarnych kobiet w krajach rozwijających się. Podobne poglądy ma druga fundacja. Pani Clinton wychwalała antykoncepcję i aborcję na żądanie jeszcze podczas prezydentury jej męża. Amerykańska polityk jest zdeklarowaną zwolenniczką liberalizacji prawa dotyczącego małżeństw homoseksualnych. Kiddemcee3 Kermit Gosnell, Abortion Doctor, On Trial Over Newborn Baby Murders In Pennsylvania.. Z żoną razem pracujemy, mamy dwójkę małych dzieci. Myślałem, że wzięcie teściowej do siebie to nawet nie taki zły pomysł – teściowa trochę pomoże, posprząta, wszyscy będą zadowoleni. My z żoną i tak ledwo dawaliśmy radę przy tylu obowiązkach panować nad domem. Jak córeczki wracają z przedszkola to mamy prawdziwy
Najlepsze treści 1 Nauczyciel dokonuje cudu i usuwa klątwę 2 Kto patrzy na Boga, zyskuje siłę i wolność 3 Opóźnienie nie jest odmową, lecz próbą 4 Dziś święto Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli 5 Dziesięciokrotny spadek liczby aborcji w Polsce po wprowadzeniu przepisów pro-life 6 Jasna Góra: zakończyła się Góralska Pielgrzymka do Królowej Polski 7 Bohaterskie Siostry narażały życie, by walczyć o przyszłość innych po wojnie 8 Nancy Pelosi wylądowała na Tajwanie - napięcie między USA i Chinami największe od dekad 9 Rosyjski atak rakietowy pod Czerwonogrodem, w pobliżu granicy z Polską 10 Ksiądz z młodzieżą jadą na rowerach na Przylądek Północny. Po pokój dla Ukrainy 11 Brazylia: Rozdzielono bliźnięta syjamskie połączone mózgami 12 Drugi raport ws. pedofilii: większość sprawców niespokrewniona z ofiarą 13 Chińskie MSZ: nasza armia nie będzie "bezczynnie siedziała", jeśli czołowa polityk z USA odwiedzi Tajwan 14 "La Repubblica": Czubajs źle się poczuł na Sardynii i trafił do szpitala 15 W. Brytania: Sąd przeciw podtrzymywaniu życia 12-latka z poważnym uszkodzeniem mózgu
Nie wie, co powiedzieć, a niekiedy emocje odbierają mu mowę i nie potrafi wydusić z siebie ani słowa. Dlatego zawsze godzi się na wszystko albo unika odpowiedzi. Niestety, często takie zachowanie jest powodem do zaognienia konfliktu. Gdy partnerka lub teściowa robi mu awanturę, potrafi w połowie jej zdania wyjść bez słowa. Hieronim
Wredna teściowaSkąd się bierze toksyczne zachowanie u teściowych?Cechy toksycznej teściowejJak radzić sobie z toksyczną teściową?Wredna teściowaTeściowa to wedle stereotypów najmniej lubiany członek rodziny. Jest ona matką Twojego partnera, więc z pewnością często uczestniczy w Waszym życiu. Często zdarza się, że to całkiem miła kobieta, która jest przyjaźnie do Ciebie nastawiona. Bywają także teściowe, jak z horroru. Kiedy można więc uznać, że matka Twojego faceta jest toksyczna i co robić w takiej sytuacji?Skąd się bierze toksyczne zachowanie u teściowych?Matki często niezwykle mocno przywiązują się do swoich dzieci. Chcą by realizowały one ich pasje, wykonywały podobny zawód i były szczęśliwe. Niestety zdarza się, że nie potrafią się one pogodzić z tym, że ich syn lub córka są osobami dorosłymi i mają nieco innego plany na życie. Toksyczna teściowa to z pewnością kobieta, która jest wciąż zazdrosna o swojego syna i być może boi się, że zostanie odrzucona lub zepchnięta na boczny tor, stąd nieustannie pojawia się w Waszym toksycznej teściowejKiedy możesz podejrzewać, że masz do czynienia z toksyczną kobietą, która w dodatku niezwykle utrudnia Wam wspólne życie?Masz wrażenie, że ona jest bardzo zazdrosna. Teściowa zachowuje się tak, jakbyście walczyły o jednego faceta? Mówi, że lepiej gotuje, a jej ukochany syn woli niebieski od zielonego i właśnie taki krawat powinien nosić? Wydaje Ci się, że nigdy nie popiera Twojego zdania i wciąż jest na Ciebie o coś do Was wpada i nie dopuszcza Cię do głosu. Rządzi się w Twoim domu i jest dla Ciebie niemiła? Czujesz się zmęczona i nieco zestresowana jej wizytami? Pamiętaj, że nie powinnaś się godzić na zachowania, które wyzwalają w Tobie negatywne emocje, zwłaszcza gdy jesteś w swoim Cię w swoich planach. Planuje, że syn przyjedzie do niej i zabierze Wasze dzieci? O Tobie jakby zapomina? Czujesz się więc źle, bo nie traktuje Cię jak członka chce po Tobie poprawiać. Mówi wprost, że jesteś złą kucharką lub źle wychowujesz dzieci. Lubi kiedy czujesz się gorsza i udowadnia sobie w ten sposób, że jej syn nie wybrał odpowiedniej na synu ciągłe wizyty. Masz wrażenie, że Twój partner wręcz boi się jej odmówić? Dzwoni i prosi go o pomoc niemalże codziennie? Obraża się i rzuca słuchawką, kiedy on nie ma dla niej czasu? Jeżeli mają miejsce takie zachowanie to już poważny sygnał, że należy działaćJak radzić sobie z toksyczną teściową?Niestety, ale walka z kobietą o ciężkim charakterze nie będzie należała do łatwych. Przede wszystkim musisz być stanowcza i nie dać się obrażać. Dobrze byłoby także, abyś w miarę grzecznie wyrażała swoje zdanie. Kiedy wpadniesz w furię i zaczniesz ją obrażać, to bądź pewna, że ona wykorzysta to przeciwko Tobie. Musisz nauczyć się panować nad emocjami, ale nie sprawiać wrażenia zastraszonej. Powiedz jej, że w Twoim domu panują Twoje zasady i przykro Ci, że ich nie respektuje. Porozmawiaj także z mężem i poproś go o wsparcie. Mów co Cię boli, ale nie próbuj odcinać go od matki. Czasami toksyczna teściowa wykorzystuje to, że zwyczajnie nigdy się jej nie postawiłaś. Kiedy w końcu to zrobisz będzie tak zaskoczona, że całkiem możliwe, że nieco się zmieni. Pamiętaj o tym, że nikt nie ma prawa traktować Cię jak kogoś gorszego i jeżeli to robi, to powinien liczyć się z tym, że zaczniesz go unikać. Pokaż więc teściowej, że nie masz nic przeciwko niej i cieszysz się, że dba o syna, jednak jeżeli nie zmieni podejścia do Ciebie to będzie musiała pogodzić się z tym, że widywać go będzie znacznie rzadziej, a Wasze relacje bardzo się ostudzą. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł lub korzystasz z mojej wiedzy na swoim blogu lub stronie www to wstaw proszę u siebie link do źródła: Tagi: ⭐ teściowa robi z siebie ofiarę, teściowa manipulantka, jak poradzić sobie z toksyczną teściową, Pornografia robi z ciebie ofiarę losu. Oto 5 powodów, dlaczego. Pornografia pozbawia cię męskości i stopniowo zmienia w kobietę. Nie wierzysz? W takim razie
cześć jestem MIKA i też mam teściową;) był czas w naszym życiu małżeńskim, że teściowa usilowła grać pierwsze skrzypce. była strasznie zazdrosna o syna. mielismy mieszkac z tesciami, ale absolutnie mi to nie pasowało i wybudowalismy z męzem własny dom. niezła była afera, że wyciągnelam syna z domu, jakos po latach zostało to w miarę zaakceptowane. kiedy mogła to mi dowalała, nie mogłam jej znieść. zaczełam olewać kontakty z nią i jeżdzic do niej tylko na swieta. jak urodzily sie dzieci trochę oprzytomniala i coraz rzadziej była niemiła bo widziala, ze niczego tym nie wskura. mąż też miał dość wtrącania się w nasze sprawy, więc musiała sie opamiętać bo wnuki też by straciła. dzisiaj jest lepiej, potrafi czasem cos palnąć ale potem mówi ze wie ze gada głupoty. mysle ze czasem trzeba postawic drastycznie granice, której tesciowa nie moze przekraczac i nie pozwolic zatruwac swojego zycia, bo mamy je tylko raz dane. obraża się? no cóż, trudno. każdy ma do tego prawo, synowa też. mam dwoch synów i nie chciałabym być toksyczną teściową, nie wyobrażam sobie żeby moje synowe tak mnie nie lubiły. chociaż może z wiekiem każda z nas się zmienia na gorsze...oby nie;))) Quote
Szantażysta robi z siebie ofiarę, która wymaga szczególnego traktowania. Może utwierdzać kogoś w przekonaniu, że jeśli nie wykona tego, czego szantażysta oczekuje, to przyczyni się do jego złego samopoczucia, smutku, odrzucenia, cierpienia, a może nawet i śmierci. Tym samym w poczucie winy wpędza prawdziwą ofiarę.
To, że nie widać, nie znaczy, że nie boli. Bo boli. Nie potrzeba siniaków, zaczerwienienia skóry, zranień. Czyjś krzyk, agresja, obelgi, ubliżanie, wyśmiewanie są równie groźne, czasami nawet groźniejsze. Pozostawiają po sobie ślady, które wyjątkowo trudno się goją. Nigdy nie znikają w pełni. W ich miejscu pojawiają się blizny, zszargane nerwy, niskie poczucie wartości, przeczucie, że to nasza wina. Prawda jest jednak w tym wypadku jedna. Przemoc to przemoc. Nawet jeśli kat mówi, że to dla naszego dobra, że to wyraz miłości, że nic się nie dzieje, to kłamie. „Przynajmniej mnie nie bije” nigdy nie powinno być usprawiedliwieniem dla pozostania w przemocowym związku. NIGDY. „Blizny po okrucieństwie psychicznym mogą być tak głębokie i długotrwałe, jak rany po ciosach lub klapsach, ale często nie są takie oczywiste. W rzeczywistości nawet wśród kobiet, które doświadczyły przemocy ze strony partnera, połowa lub więcej donosi, że emocjonalne znęcanie się mężczyzny jest tym, co sprawia im największą szkodę.” Lundy Bancroft, Why does he do that? Przemoc słowna w rodzinie Nikt nie jest idealny. Nawet najlepszy mąż czasami krzyknie, świetna mama bywa, że się zezłości i powie o dwa słowa za dużo do dziecka. W zdrowych relacjach też się zdarzają gorsze dni, jednak mimo ich obecności, jest skrucha, słowo przepraszam, jest też praca nad sobą. Co istotne w dobrych relacjach nigdy nie przekracza się granicy, której zwyczajnie nie wolno naruszać. W przemocowych domach przemoc słowna to standard, to sposób codziennej komunikacji. Tłumaczony jest potrzebą sprawowania pieczy nad domem, surowym wychowaniem, kontrolowaniem wszystkiego „twardą ręką”. To jest wymówka, pod której powierzchnią znajduje się obrzydliwy egoizm. ′′Słowa, którymi truje się serce dziecka, czy to przez złośliwość, czy przez ciemnotę, pozostają piętnem w jego pamięci, a prędzej czy później palą jego duszę.” CARLOS RUIZ ZAFÓN, Cień Wiatru Z pokolenia na pokolenie Problem z przemocą słowną jest taki, że wgryza się ona w tkanki rodzinne, staje się normą, a spaczona forma komunikacji przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Obelżywe standardy zaczynają uchodzić za są tłumaczone na wiele sposobów… Nawet gdy oprawca ma świadomość tego, co robi i mocno chce się zmienić, może być mu trudno porzucić wyuczone sposoby komunikacji. Poprzez swoje zachowania próbuje kontrolować w innych to, co w sobie nie jest w stanie kontrolować, co daje mu fałszywe poczucie sprawowania kontroli nad jego życiem. Po jakie narzędzia sięga? poniżanie, uciążliwe krytykowanie, zastraszanie, manipulowanie, ubliżanie, straszenie, wymówki. Przerwanie destrukcyjnego cyklu zachowań jest bardzo trudne. Nie oznacza to jednak, że niemożliwe. Wymaga jednak świadomości problemu, a następnie ogromnej pracy nad sobą. Będzie niezwykle trudno w 100% zrezygnować z przemocowych form komunikacji, bo w okresach trudnych życiowo mogą one powracać. Jednak ciągła praca nad sobą może przynieść oczekiwane rezultaty. Jest ona naprawdę ważna, bo pozwala uwolnić następne pokolenie od piętna przemocowej komunikacji. Ważne, żeby sobie uzmysłowić, że słowa mogą ranić. To potężna broń. Nie wolno po nią sięgać bezmyślnie. To ważne, bo: Istnieją badania, które pokazują, że stosowana przemoc słowna w dzieciństwie może negatywnie wpłynąć na rozwój mózgu. Dzieci, które słyszą od rodziców obelgi wierzą w nie. Nie obwiniają rodziców, przestają kochać siebie. Negatywne komunikaty niszczą zdrowie psychiczne dzieci. Przemoc słowna w związku niszczy go. Prowadzi do rozpadu. Negatywnie wpływa na poczucie własnej wartości. Jest zapamiętywana na całe życie.
Jak ona może?" "Teściowa zabrania mojemu synowi przychodzić do niej z jednego powodu. Jak ona może?" Maja Ludwiczak. canva.com. Przejdź do galerii. Środa, 28 czerwca 2023. "Miłosz ma 16 lat. Ja uważam, że chłopiec w tym wieku ma już pełne prawo do decydowania o sobie. Gdyby chciał zrobić sobie tatuaż, też bym mu na to pozwoliła. Ewangelia wg św. MateuszaJEZUS CUDOTWÓRCA Uzdrowienie trędowatego1 81 Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. 2 A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». 3 [Jezus] wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony z trądu. 4 A Jezus rzekł do niego: «Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». Setnik z Kafarnaum2 5 Gdy wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, 6 mówiąc: «Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi» 7 Rzekł mu Jezus: «Przyjdę i uzdrowię go». 8 Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. 9 Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: "Idź!" - a idzie; drugiemu: "Chodź tu!" - a przychodzi; a słudze: "Zrób to!" - a robi». 10 Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: «Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. 11 Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. 12 A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz - w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». 13 Do setnika zaś Jezus rzekł: «Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś». I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie. W domu Piotra. Liczne uzdrowienia3 14 Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. 15 Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu. 16 Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził złe duchy i wszystkich chorych uzdrowił. 17 Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby4. Potrzeba wyrzeczenia5 18 Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę6. 19 Wtem przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: «Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». 20 Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy7 nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć». 21 Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca!». 22 Lecz Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!»8Uciszenie burzy9 23 Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. 24 Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. 25 Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» 26 A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. 27 A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?» Dwaj opętani10 28 Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków11, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. 29 Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, , Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?» 30 A opodal nich pasła się duża trzoda świń. 31 Złe duchy prosiły Go: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!» 32 Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. 33 Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. 34 Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.
Andrzej Duda w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Gościu Wydarzeń” Polsat News twierdził, że to jego najbardziej dotknął wprowadzony zakaz jakichkolwiek spotkań o charakterze publicznym. Przypomnijmy, że wszyscy inni kandydaci apelują o przełożenie wyborów. W tym momencie prowadzenie kampanii jest niemożliwe. W sondażach rośnie tylko Andrzejowi Dudzie, bo tylko on…
Witam. Problem dotyczy kolegi ze studiów. Otóż kolega: 1. Niemal zawsze robi z siebie ofiarę losu. Przykład: coś mu się nie uda, mówimy że "beka", a on odpowiada takim dość dziwnym/głupokowatym tonem : "cieszycie się , że się koledze nie udało?" "no jasne, co tam kolega..." itp itp. 2. Zawsze zwala winę na innych. Gdy mu się coś nie uda, zawsze obwini kogoś innego: a to że dostał za trudne pytanka, to że ktoś się wkurzył i spadło na niego. Nigdy sam nie przyzna sie do winy, tylko szuka winnych. 3. Często kłamie w drobnych sprawach. Najgorsze jest to że nie wiadomo kiedy on serio tak myśli, a kiedy mówi to żartem. Gada to wszystko tak dziwnie, że po prostu nie wiadomo. O czym to może świadczyć?
wyrzucić to z siebie. Najlepiej robi się to anonimowo ponieważ mi jest wstyd o tym problemie powiedzieć którejkolwiek koleżance. A jeśli myślisz, że chcę dalej tkwić w takim układzie/w takim związku to jesteś w błędzie, ponieważ po każdym takim jego zachowaniu czuję, że robię się coraz to silniejsza i wiem, że
Znacie to? Najlepsza teściowa to ta na 102. 100 metrów od domu i 2 metry pod ziemią. Brutalne? Niestety, bardzo prawdziwe. Niektórzy tak bardzo nie lubią swoich teściowych, że chcieliby, aby one…zniknęły. Z ich życia, rozmów, pamięci…. Żeby przestały ich straszyć w snach i nie zaburzały spokoju rodzinnego. Czy to jedyna opcja? Na szczęście nie. Można zmienić wredną teściową w słodką teściową. Nawet na najgorszą teściową jest sposób. I zaraz go zdradzę. Oto metoda na słodką przemianę trudnej teściowej… Utrzeć nosa teściowej Kobiety, którym udało się poprawić relacje z teściową podkreślają, że należy zacząć od wyznaczenia granic, nieprzekraczalnych granic, czyli pokazania, co można, a na co się absolutnie nie godzimy. Bo TY też jesteś ważna. W myśl zasady – jestem już dorosła, Twój „synek” też, damy rady. Teściowo, razem z Twoim dorosłym dzieckiem stanowimy jedność. I mamy takie samo zdanie. To kluczowy punkt. Żeby bowiem cały proces zmian się udał, musimy mieć wsparcie po stronie partnera, nie da się inaczej. Po prostu nie. On musi stać za nami murem, a najlepiej, gdy zrobi krok na przód i sam wyjdzie przed szereg, mówiąc stanowczo, acz grzecznie swojej mamusi, co sądzi o danym zachowaniu. Nie bać się Podstawa to nie bać się. Teściowa to jego mama. Od razu wyczuje minimalne wahanie, niepewność po jego stronie. Z pewnością zauważy też zgrzyty między wami, i gdy będzie perfidna – wykorzysta je przeciwko Wam. Dlatego tak ważne jest, żebyście Wy stanowili jedność. Byli pewni tego, czego oczekujecie i nie bali się wymagać pewnych rzeczy. Niezależnie od wszystkiego, z jak wielkimi manipulacjami się zetkniecie… Zdarza się, że teściowa „atakuje” słabszą ofiarę. Jego gdy jest sam lub Ciebie, gdy on znika z pola widzenia. To naturalne zachowanie osoby próbującej coś ugrać. Jednak jeśli macie tego świadomość, pozostaniecie nieugięci. I obawa przed reakcją partnera zniknie. Prawda jest taka, że zasady należy ustalać od początku. Nie bać się stawiania granic. Błędy na początku relacji będą się mściły później. Na szczęście nic straconego. Dobre relacje można zbudować także później. Nie chodź na palcach. Nie udawaj, że nie istniejesz. Zapomnij o tym, by być wiecznie miłą, zadowoloną, ukrywać złość i rozczarowanie. Bądź szczera, mów asertywnie, gdy Ci coś nie pasuje. Mów o swoich uczuciach, staraj się nie atakować, nie krytykować. Poproś o zrozumienie. Nie brałaś ślubu z teściową O dobre relacje w rodzinie wszyscy powinni się starać. Nie tylko Ty. Teściowa zasługuje na szacunek, ale Ty też. Nie musisz lubić własnej teściowej, ona Ciebie też nie, ale dobrze, gdy uda się wam zbudować dobre relacje. Co prawda nie brałaś ślubu z teściową, to dla Ciebie obca osoba, ale jest mamą Twojego partnera i babcią Waszych dzieci, dlatego warto się postarać o to, by było dobrze. Nie za wszelką cenę i na pewno nie kosztem siebie. Ale warto. Uniezależnić się Niestety zamiana wrednej teściowej na słodką teściową będzie bardzo trudna, jeśli na każdym kroku jesteście skazani na mamusię, bo na przykład mieszkanie razem, czy mama opiekuje się waszymi dziećmi. Wtedy łatwo może dojść do szantażu, z kategorii nawet nie próbujcie się odzywać, bo to mój dom, poza tym, z kim zostawicie dzieci? No właśnie. Warto od tego zacząć. Korzystanie ze wsparcia teściowej to nic złego, jednak pełna zależność od „starszej pani” aż prosi się o kłopoty. Zamknąć jej usta Można sprawić, żeby teściowej opadła kopara, można też…spróbować zamknąć jej usta, czyniąc to w przebiegły sposób. Na przykład przy każdej możliwej okazji prezentując smaczne słodycze, od których nie będzie ona w stanie się oderwać. Jeśli jest naprawdę źle, wyślij teściowej coś słodkiego… kurierem. Jeśli lepiej, umówcie się na kawę i słodki poczęstunek. Czasami to wystarczy, by przełamać lody i podzielić się bliskością. 5 marca obchodzimy Dzień Teściowej (święto jeszcze stosunkowo mało znane), a 8 marca Dzień Kobiet (o nim już raczej nie musimy nikomu przypominać) – może to dobry pretekst, żeby zawrzeć pakt i spotkać się przy wspólnym stole i zjeść coś smacznego? Na koniec warto dodać, że teściowe nie zawsze są…wredne. Nie brak przecież fajnych babek! I pamiętajmy o tym! 🙂 Zresztą na pewno to wiesz, jeśli sama jesteś teściową… Sponsorem tego wpisu jest Odra – producent słodyczy odmieniający każdą trudną Teściową w przemiłą, słodką mamusię 🙂 Z drugiej strony widzę, że Piotruś jest coraz bardziej samodzielny, że coraz częściej opowiada o tym, z kim się bawił, co robił… A ostatniej niedzieli sam z siebie stanął przed rodziną i wyrecytował wierszyk o żabce i bocianie. Zobaczyłam łzy wzruszenia w oczach mojej mamy, dumę męża i cokolwiek zmieszany wzrok teściowej.
Po wczorajszej sesji nie mogę przestać o tym myśleć. Postanowiłam napisac tutaj, może ktoś miał podobnie albo potrafi to jakoś sensownie wyjaśnic. Ogólnie uważam siebie za ofiarę losu (malo co mi sie udaje, nie doceniam siebie ani nie widze pozytywow swojego postepowania, chociaz t. na kazdym kroku probuje mi je pokazac). W zyciu moim zdaniem radze sobie słabo, ale zawsze bardzo się staram i chocby sie walilo i palilo robie to co zaplanowalam. T. twierdzi, ze w zyciu radze sobie bardzo dobrze, a na sesjach jestem słaba. (nie powiedzial tego w ten sposob, ale nie pamietam jakich slow uzyl, w kazdym razie o to chodzi). I teraz pytanie: co mi to daje? dlaczego w zyciu jestem (bywam) silna i daje sobie rade, a na sesjach jestem zagubiona sierotka? Nasuwa mi sie mysl, ze boje sie, ze jesli pokaze ze sobie radze, jestem silna, to nie bedzie juz nad czym pracowac (koniec terapii). (ale nie jestem przekonana do tej mysli, to taka hipoteza). Czy ktoś miał podobnie? Może wiecie dlaczego tak się dzieje?
.